Strona:Jerzy Byron-powieści poetyckie.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Drzwi otworzone, — wyszedł; straże zdjęte,

1670 
Pusto i ciemno; przejście wąskie, kręte:

Nie wie, gdzie idzie; ręką ścian się trzyma.
Blask jakiś mglisty mignął przed oczyma;
Czy światło dzienne? — wierzy i nie wierzy.
Iść, czy nie? — poszedł; — chłód rzeźwiący, świeży

1675 
W twarz mu powionął: czuje woń poranku.

Wnet na otwartym ujrzał się krużganku.
Odetchnął wolno, spojrzał wkoło siebie.
Ostatnie gwiazdy bledniały na niebie,
Wschód się zajmował brzaskiem; — wtem z uboczy

1680 
Blask, jakby lampy, uderzył go w oczy.

Z samotnej izby blask się ten przeciska,
Drzwi wpół przemknięte... wpatruje się zbliska:
Światło jest wewnątrz, lecz przy niem nikogo.
Usłyszał szelest, i cofnął się z trwogą.[1]

1685 
Szybkiemi kroki, bielą otulona

Postać wybiegła, — stanęła... to ona!
Dłoń jej bezbronna, krew szat nie plamiła,
Dzięki jej sercu! dzięki! — nie zabiła!
Spogląda na nią: obłęd w jej spojrzeniu,

1690 
Jakby je w jakiemś utkwiła widzeniu!...

Stanęła, — bacznem nasłuchuje uchem:
Cichość dokoła! — konwulsyjnym ruchem
Wtył odrzuciła włosy, co po całéj
Twarzy i piersiach w nieładzie spadały:

1695 
Znać, że musiała nachylać się nisko,

Na jakieś straszne patrząc widowisko.
Zwraca się, — wzrok jej spotkał się z Konradem.[2]
Cofnął się przed nią. Na jej czole bladem,

  1. w. 1684 dodany przez tłumacza bez względu na niestosowność tego rysu dla ogólnego charakteru Konrada. — Tak samo dodane szczegóły ubrania Gulnary, że postać »bielą otulona« i że »szat krew nie plamiła« (w. 1685 i 7).
  2. w. 1697—1702. W oryg.: »Spotkali się; — na jej czole nieznana, zapomniana — którą jej ręka w pośpiechu zostawiła — maleńka plama; — zobaczył tylko jej barwę i ledwie