Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wanych rocznie na śledzie i szproty, sprowadzane z Anglji, Niemiec i Norwegji. Zużywając część tych pieniędzy na budowę dalekomorskiej floty rybackiej, moglibyśmy pono łatwiej i taniej zaopatrywać się w ryby, poławiając je na tych samych terenach, co floty rybackie innych narodów.
Niewątpliwie, jeśliby o to tylko szło, to moglibyśmy ostatecznie poławiać wieloryby na morzu Lodowatem, lub też wszelakie ryby na oceanie Spokojnym. Nie święci garnki lepią. Trzeba tylko mieć odpowiednią flotę, załogę dla niej i w odpowiednim czasie wyjechać na odpowiednie tereny.
Jednakowoż nie jest to bynajmniej ani takie łatwe, ani takie proste, jak się zdaje. Statki rybackie kupić można, jest jednak wielka różnica między kapitanem statku handlowego a kapitanem większego szkunera, lub też rybackiego krążownika — bo nawet i takie statki rybackie są, że pominiemy już statki-latarnie morskie, z telegrafem bez drutu i całym aparatem sygnalizacyjnym. Skądże weźmiemy kapitanów tych wielkich statków rybackich, gdzież wygrzebiemy dla nich odpowiednią załogę? Tu nie wystarczają studja i mapy, bo potrzebny jest prócz nich niezawodny instynkt rybacki i to właśnie instynkt rybaka nie przybrzeżnego, lecz przywykłego do połowów dalekomorskich. Na wyrobienie tego instynktu, o którym dobrze wiedzą rasowi rybacy, potrzeba wieków. Nasz rybak może być doskonałym marynarzem na statku wojennym lub handlowym, ale nie ma najmniejszego doświadczenia z współżycia z pełnem morzem, nie mówiąc już o tem, że nie jest obznajmiony z pracą na większym statku rybackim, gdzie ryby sprawia się w ruchu całemi tonnami. Aby uzyskać załogę dla własnych dalekomorskich statków rybackich, trzebaby ludzi z pokolenia w pokolenie kształcić przez długie dziesiątki lat.
Poco?
Zapytajmy handlarza ryb. Odpowie nam odrazu:

310