Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dbała, zwłaszcza, że wyręczał ją w tem jej Gdańsk, a poczęści inne porty bałtyckie. Nie żywiąc zamiarów zaborczych, nie potrzebowała też Polska floty wojennej. Że ona mogła się przydać, tak samo jak flota handlowa, rzecz wiadoma i zrozumiała, wówczas jednak idea ta niełatwo mogła liczyć na powszechne zrozumienie i poparcie, czego dowodem choćby Francja, której flota powstała stosunkowo bardzo późno. Cokolwiekbyśmy jednak w tej sprawie robili, nigdy nie moglibyśmy zdobyć wybitniejszego stanowiska na morzu głównie dlatego, że tak dostępny nam Bałtyk, jak i dostępne swego czasu morze Czarne jest morzem zamkniętem, do którego klucze zdobyć byłoby rzeczą mało prawdopodobną. O budowie potęgi morskiej byłoby można mówić poważnie tylko wówczas, gdybyśmy byli zdołali obronić i przyłączyć do Polski za Piastów dziedziny Słowian połabskich, dających dostęp do mórz otwartych. To się nie stało, więc niema co biadać nad zaniedbaniem polityki morskiej naszych przodków. Mogła być lepsza, ale nigdy nie mogłaby doprowadzić do czegoś na wielką skalę.
Sytuacja ta zmieniła się dziś o tyle, że wraz z wzrostem handlu wzrosło też niezmiernie znaczenie dróg wodnych. Dlatego to, jak to zresztą powszechnie wiadomo, dostęp do morza jest nam tak niezbędny. Nie mając go, musielibyśmy się gospodarczo udusić.
Powinniśmy tedy mieć go tyle, ile niezbędnie do życia potrzebujemy.
Tymczasem długość całego naszego wybrzeża (147 km.) stanowi zaledwie 3 proc. całej linji granicznej naszego państwa, co jest stanowczo za mało, zwłaszcza że linja ta wije się brzegiem Małego Morza i zatoki Puckiej, tak, że z Bałtykiem graniczymy na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu kilometrów. Trzeba zaś pamiętać, że to nasze Małe Morze wraz z zatoką Pucką stanowi właściwie tylko część zatoki Gdańskiej.

303