Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ty, przejechał przez osuch, wjechał w bekę, gdzie było głęboko, nie siedział na mieliźnie, był „flott”. Kapitan wiedział, że z beki musi być przejście na zielenicę, ale nie wiedział gdzie. Tysiąc marek dawał temu, kto go wyprowadzi za osuch — ale rybacy udawali, że nie wiedzą, bo doch okręt nie mógł wiecznie stać w bece, wiatr go musiał przewrócić, a cały spód miał od miedzi... Jeden rybak się znalazł, powiedział, że za tysiąc marek przeprowadzi... Wtedy mu drudzy zaczęli tłumaczyć, żeby sobie nie dał tego statku zgryźć, że doch jeśli się rozbije, to będzie bita warta więcej niż tysiąc marek... Rybak objął komendę nad statkiem, ale zamiast do Kusfeldu, przeprowadził go do Boru i statek się rozbił... To wtedy każdy nabrał żeglów i lejprów i deski z deku ludzie zdejmowali i ten „koper” łamali i sprzedawali żydom do Gdańska... Jo, to była też dobra bita...
Ale najlepsza bita to był „Archimedes”. Ten statek wszyscy zawsze z wdzięcznością wspominali, nazywali go egipskim śpichrzem Józefa. To było w listopadzie. Statek szedł z Gdańska, pod dekiem miał dobry towar, na deku drzewo. Morza było dużo, był sztorm. Gdyby on był szedł z denegi na denegę, nicby mu się nie stało, ale on szedł rowem i przechylał się na bok. A wtedy to drzewo na deku zwaliło mu się na jeden bok, przyszła wielka denega i statek się przewrócił i rozbiło go o „osuch”. Utonął kapitan, szturman i kilku ludzi, a kilku ludzi się uratowało... Rozbity statek leżał na osuchu, a wtedy ludzie alali, co kto chciał...
„On” miał mąkę, masło, orzechy, migdały, cukier, tytoń, rodzynki, najlepszy koniak i machandel gdański, szynki, wino... To było życie, to była bita! Ten dźwigał na plecach dwa worki mąki, tamten wór kawy, a jeden kamień sera to był taki duży, że dwóch ludzi niosło go na ramionach na drągu przetkniętym przez dziurę w środku. On, Paweł, wziął sobie beczkę czer-

173