Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To wszystko jeszcze nic. Najważniejsza rzecz, to że ten zegar ślicznie grał austrjacki „Hymn ludów“ Haydna. Słodka, dźwięczna, dzwonkowata muzyczka, cicha, równa, jak życie mieszkańców dworku, nikomu niedokuczliwa, każdemu miła, a poprzedzana zawsze przez basowe, lecz łagodnie melodyjne bicie zegara. Amator kuranta mógł zbudzić w zegarze muzykę przez pociągnięcie srebrnego sznureczka. Kurant odzywał się natychmiast, aby zaś miał lepszy rezonans, stał stale na starej komodzie z jakiegoś ciemnego drzewa w nieregularne, czarne pręgi. Tu, przy tym zegarze był mój kąt ulubiony. Stałem oparty o komodę, ciągnąłem raz po raz za sznurek i słuchałem do zapamiętania.
W jadalni stały też wielkie czarne szafy. Dziwna rzecz! Mimo swego surowego kształtu i żałobnego koloru, nie wyglądały bynajmniej ponuro ani po karawaniarsku, przeciwnie, połysk ich czarnej politury miał w sobie coś z dobrodusznego uśmiechu, a lekko wydęte drzwi przypominały brzuszki zadowolonych tłuściochów.
Znalazłszy się w jadalni, natychmiast stanąłem w swoim kąciku przy komodzie i „zagrałem“ na zegarze. Grał — tak samo pięknie, jak zawsze. I nigdy grać nie przestał, nawet wówczas, gdy ze starości zapomniał już cho-