Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Laporte — drzwi. A czemuż na psa woła się aport!, jak ma przynieść kijek? Mamo, czemu?
— Nie nudź mnie. Powtórz jeszcze raz: La porte —
Aż tu naraz jak coś zielonego nie błyśnie w powietrzu — rzekłbyś, skrzydło zielonego ognia — a potem — grrrom!
— Jezus Marja! — krzyknęła Mama.
Czyśmy nie zauważyli, czy też burza tak zdradziecko się podkradła — dość, że wybuchła nagle z niesłychaną siłą.
— Boże! A on tam na wózku, tatuś, jedzie!
Nigdy nie zapomnę tego strasznego wieczora.
Mama podczas burzy dostawała zwykle okropnego bólu głowy — mam wrażenie, że przyczyną tego były bardzo bujne i długie włosy — a prócz tego nerwowo burzy się bała. Przy każdej nowej błyskawicy zasłaniała głowę ramionami. A tu w dodatku, prócz małego chłopca, w domu nikogo, mąż zaś w tym strasznym czasie w drodze, na gościńcu, na furze chłopskiej lub trzęsącym wózku żydowskim, zaprzężonym w nędzne chabety, które mogą się spłoszyć, wywrócić wózek... Bóg wie, co się może stać!
Klękaliśmy oboje z Mamą przed kanapą, nad którą wisiał święty obraz, i zaczynaliśmy