Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


WICIO.


Wicio był jednym z najmłodszych wujów naszych, starszym ode mnie o lat siedem. Najmłodszym był Cesiek, młodszy ode mnie o dwa lata.
Wicio był starym blagierem, o czem już pisałem, a jednak uważam go za jednego z największych poetów.
Pomyśl, czytelniku, jaki szlachetny „kawał“ ten wuj mi zrobił.
Przy bramie wjazdowej, koło parkanu stał krzyż, stary i trochę pochylony, prawdopodobnie dlatego, aby był w polskim stylu. Dokoła krzyża była zryta ziemia, bo prawdopodobnie wybierano stamtąd glinę, a oprócz tego były też jakieś pagórki, które miały wygląd mogiłek.
Pewnego szarego poranku biegałem przed bramą, łowiąc siatką „admirały“, „perłówki“, „cytrynki“ i „wole oczka“. Robiłem to dlatego, że myślałem o paziu królowej — a czytelnik nie wie może, że to wszystko są motyle. Wicio wyszedł również przed bramę, bo chciał zapalić papierosa, na co mu nie pozwalano. Tak staliśmy przed bramą we dwóch — i on mi zaczął opowiadać niestwo-