Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kiedy pana widziałem siedzącego za stolikiem, pomyślałem: Co za straszny lew! — ale jak pan wstał...
Wuj mu przerwał:
— Sam wiem, że jestem bardzo niskiego wzrostu, ale doskonale strzelam.
Tuż przy wuju Józefie stoi jego brat bliźni, wuj Gustaw (imię rodowe, jako że rodzina pochodzi ze Szwecji, z Gustawem Adolfem przyszła do Saksonji, gdzie się osiedliła, z Sasami przywędrowała do Polski, a po 31-ym r. emigrowała do Małopolski), jeszcze niższy od wuja Józefa, drobniejszy, ale z miną znacznie sprytniejszą i dowcipniejszą, górujący wiecznie nad bliźniakiem, znakomity karciarz, bilardzista, blagier i szermierz. Rozumie się, że został adwokatem, a miał takie powodzenie w interesach, że kancelarji adwokackiej wcale nie prowadził. Ogromnie go kochałem z tego powodu, że nadzwyczajnie dowcipnie i zjadliwie się kłócił. Poza tem był to człowiek bardzo dobry, o ile w grę nie wchodziły jego interesy. Różnica między nim a wujem Józefem polegała na tem, że gdy wuj Józef ciął szablą, to żadna „parada“ nie pomagała, bo ciął z taką siłą, że walił przez „paradę“, o czem się osobiście przekonałem do tego stopnia, że dostawszy raz od wuja Józefa rapierem przez łeb, zatoczyłem się. Wuj Gu-