Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś mojej matki.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbudowanym na miejscu dawnej przybudówki, zauważyłem szyld z nazwiskiem tegoż żałobnego kupca. Wiedziony ciekawością wstąpiłem do tego sklepu, przy którym równocześnie był tak zwany lokal śniadankowy, na szklankę piwa, i ku wielkiemu zdziwieniu zauważyłem siedzącego za kasą mego dawnego znajomego z kramiku, wprawdzie znowu w żałobie — może to już z przyzwyczajenia, ale doskonale wyglądającego, zmężniałego, z miną wielce zadowoloną. Obszerny sklep pełen był najrozmaitszego towaru, w dużej sali restauracyjnej nie brakowało gości. Później dowiedziałem się, że kupiec ów dorobił się znacznego majątku.
To, co dotychczas powiedziałem o przybudówce, nie ma związku z wsią mojej Matki, aczkolwiek wszystko, co dotychczas o Folwarku powiedziano, ten związek ma, jak się to później okaże. Czytelnik zobaczy, że i ta przybudówka Folwarku związek z wsią mojej Matki ma i to bardzo silny.
Jak już wspomniałem, w przybudówce było piąterko z obszernym pokojem, który wynajmowano studentom. I otóż zdarzyło się, że do tego pokoju sprowadził się młody student medycyny Juljusz Bandrowski wraz z młodszym swoim bratem Aleksandrem. Obaj ci młodzi ludzie, wielce obiecujący, pochodzili ze wschodniej Małopolski. Do Krakowa zaś