Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Świta, i z ciemności nocnych wyłaniają się powoli jakieś niepewne kształty.
Z wysokiego, spadzistego brzegu, porosłego drzewiną, krzowiem, różnemi pnączami i zielskiem, widzimy jaśniejącą szeroko wstęgę cichej rzeki Lin, której płaski lewy brzeg przechodzi w równię falistą, ginącą w pomrokach horyzontu.
Wprost przed nami rzeka zatacza szeroki łuk, tworzący wielkie kolano. Na równinnym brzegu widzimy w tem obszernem kolanie duży kwadratowy czworobok, najeżony dachami, a tu i owdzie zdobny w pyszne klomby starych, wysokich olch, rozłożystych kasztanów i innych drzew.
Wpobliżu czworoboku wyłania się z mgiełki rannej ciemnozielony gąszcz sadów, w których dojrzewają śliwki, morele, gruszki, jabłka, brzoskwinie.
Wschodzące słońce szeroko — daleko oświetla dobrze i starannie uprawne łany ży-