Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylnem podwórzu rozwiesić, zwłaszcza że trzeba było zostawić też miejsce i na inne czynności gospodarcze. Wówczas matka-świekra szukała odpowiedniego miejsca w dziedzińcu przed domem, ale tam taki padał cień od wysokiej fasady i drzew, że o rozwieszaniu bielizny mowy być nawet nie mogło. Napróżno starowina rozglądała się, szukając bardziej słonecznej przestrzeni. Wszędzie cień i cień, tak że wreszcie niezadowolona wracała, mrucząc coś pod nosem i narzekając na przeklęte drzewa, które jej nie pozwalały rozwieszać bielizny.
Aż naraz przyszły na Liu z Podbitem Okiem ciężkie czasy. Naprzód jednego roku zaraza wybiła mu wszystkie wieprzki. Tegoż lata była posucha tak straszna, że zupełnie zniszczyła urodzaje. Liu byłby to wytrzymał, gdyby znów nie spadło na niego nieuniknione nieszczęście. Nadarzyła się mianowicie sposobność wydania zamąż najstarszej córki. W Chinach jest to takie samo nieszczęście, jak śmierć kogoś z członków rodziny. Trzeba wyprawić wesele, a to kosztuje bardzo dużo. Liu wydał na nie ostatnią gotówkę, jaką miał jeszcze, ze strachem myśląc, co będzie, gdy przyjdzie pora wydać