Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż ci z tego? — wykrzyknęła kobieta. — Wszakże wówczas ofiary składać będzie cieniom nowej rodziny, a nie cieniom twoich ojców!
Było to również zupełnie słuszne.
Fu Wang myślał długo, nakoniec rzekł:
— Wracajmy do domu!
— Tak jest — odpowiedziała żona. — Chłodno się robi.
— Nie myślałem o domu twej matki, lecz o swoim, który jest i twoim!
— A cóżbym tam robiła! — wykrzyknęła kobieta, a w głosie jej czuć było lęk. — Cóż dałabym zjeść dzieciom, którym tu tak dobrze?
— O tem pomówimy później — odpowiedział Fu Wang, który o takich rzeczach wogóle nigdy nie myślał. — Przedewszystkiem musisz odejść stąd, gdzie mnie zhańbiłaś.
— Zhańbiłam cię przez to, że od śmierci głodowej wybawiłam ciebie, siebie i dzieci, i gdzie w przeciągu roku mogę zarobić więcej niż ty przez całe życie!
— Jutro rano pożegnasz się z matką i wrócisz razem ze mną do domu.