Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


WYCIECZKA NA GÓRĘ OPHIR.

„Drogi i Szanowny Panie Profesorze!
Ogromnie żałuję, ale niestety nie mogłem przyjechać do Singapoore pomimo, że bardzo się na tę podróż i na współpracownictwo z Panem Profesorem cieszyłem i mimo, że dzięki dobroci mej rodziny udało mi się nawet zebrać potrzebne na podróż pieniądze. Wiem, że niezmiernie wiele przez to tracę, faktycznie jednak czasy są takie, że z kraju obecnie wyjeżdżać nie można. Na Bałkanie wciąż kipi, a po zamordowaniu następcy tronu w Serajewie, o czem Pan niewątpliwie czytał, wojna zdaje się być nieuniknioną. Kto wie, czy to nie ta właśnie wielka wojna o wolność ludów, o którą modlił się Mickiewicz i która ma dać wolność Polsce. Znając mnie, zrozumie Pan Profesor dobrze, iż w takiej chwili nie mogę opuszczać szeregów tych nielicznych żołnierzy, którzy powiedzieli sobie, iż w danym razie wystąpią z bronią w ręku. O ile burza przeminie, o ile stosunki polityczne się ułożą i o ile wojny nie będzie, wyjadę za Panem Profesorem i pewny jestem, że Go w dalekim świecie znajdę. Tymczasem przepraszam Pana za niedotrzymanie słowa, ściskam Pana serdecznie i polecam się Pańskiej pamięci.
Jan Zawadzki“.
— Wojenka, wojenka, szabelka, oto co się śni dzisiaj tym młodym uczonym, — mruczał niezadowolony pan profesor Ciliński. — Trzymają się w pogotowiu jakby istotnie wojna miała światu grozić, a tymczasem ludzie nie głupi, wiedzą co to masowy rozlew krwi, jakie to straszne klęski