Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Trafika” mieściła się w małym, murowanym domku pani Mandlowej, wdowy po kimś tam, który bardzo już dawno umarł, pozostawiając syna i córkę oraz kilka morgów gruntu. Zagórski dokładnie stosunków tej rodziny nie znał. Wiedział tylko, że pani Mandlowa, żwawa, malutka staruszka o główce małej i ciemnej, jak ziarnko pieprzu, uchodziła za osobę bardzo skrzętną i gospodarną, że zrobiła na tytoniu majątek, zaś córka jej, ładna, ale próżna i pretensjonalna elegantka, skończyła gimnazjum. Z synem, studentem medycyny, można się było czasem spotkać w kołach miasteczkowej inteligencji, córka mało gdzie bywała, ponieważ naogół stosunków towarzyskich z panią Mandlową — ponoć niegdyś służącą we dworze — nie utrzymywano.
Sklep był, jak się to często zdarzało, zamknięty. Mieszkańcy miasteczka kupowali przezornie większe ilości tytoniu, tak, że rzadki gość, który chciał kupić paczkę tytoniu, pudełko tutek lub kilka papierosów, szedł zwykle do kuchni, albo do mieszkania pani Mandlowej. Wiedząc o tem, Zagórski zapukał do drzwi, wiodących do mieszkania prywatnego.
Zastał towarzystwo dość liczne.
W pokoju stołowym, urządzonym z małomieszczańską elegancją tak, aby mógł jednocześnie uchodzić za salon, siedziała pani Mandlowa, jej córka, Wanda, syn Ryszard, doktór miejscowy, Bromiński i jakaś osoba płci żeńskiej, która szlochała, oparłszy głowę o stół. Na stole stała butelka wina, kilka niedopitych kieliszków i talerz z pierniczkami.
— Bardzo prosimy, panie profesorze! — zawołała pani Mandlowa, zauważywszy, że Zagórski się