Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

raz i myślę sobie: Szary proch ziemski. Ale ja ją widziałem w przemienieniu i mówię panu: Dusza jej różowa jest i mieni się jasnemi iskierkami. Czemu ja tej różowości błyszczącej nie mogłem z niej wydobyć, czemu ona w niektórych tylko godzinach zstępuje na nią i ogarnia ją zaziemskiem światłem — tego nie wiem. Mimo całej miłości nie zdobyłem klucza do jej duszy. I już. I powiem panu, że Popiołka też nie jest zły. Duszę ma aksamitno-czarną, miękką, w boleśnie czerwone pioruny ogniste. Każde dotknięcie zjeża delikatny puch jego aksamitu duchowego i to go strasznie boli. Myśli pan, że ja nie wiem, czego on ode mnie chciał? Dobrze wiem. Chciał, żebym go zastrzelił. Bo on się strasznie męczy, gorzej ode mnie. I znacznie nędzniejszy jest, biedniejszy ode mnie. Ja się bodaj upiję, a on się upić nie może.
Westchnął.
— O, jak mi dobrze! Całe moje ciało, żyły, nerwy — wszystko wyciągnięte jest jak struna. A jednego razu Bóg duszę mą nałoży na tę strunę, pociągnie — i pójdzie strzała cicha w nieskończoność...
Zasnął.

XXX.

Naraz przecie błysnął jakiś promień.
Do „Koła Pań“ przyleciał zadyszany Chrobak. Ujrzawszy Zauchę, zdaleka już zaczął mu dawać tak radosne, a tajemnicze znaki głową i oczami, iż wszyscy to zauważyli. Przysiadłszy się do swego towarzysza, jeszcze raz kiwnął mu zachęcająco głową i obwieścił uroczyście: