Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bywcza śmiałość, jasnowidząca i przewidująca zdolność spekulacji i duża gotówka.
— Rzuciłem w grę całą gotówkę, jaką rozporządzałem — mówił Piotrowski. — Potrzebowałbym dziesięć razy tyle.
Agnes, zamyślona, siedziała w kącie i paliła papierosa.
— Mówicie, że Popiołka był wczoraj zły? — spytała, kiedy Zaucha z Piotrowskim przechodził koło niej.
— Bardzo zły. Nie w złym humorze, ale z głębi duszy. Wyglądało, jak gdyby go co w serce ugryzło — odpowiedział.
— Zdarza się czasami...
Ledwo odszedł od niej, znów uczuł nieczysty, duszący, brudny zapach.
— Muszę być bardzo zdenerwowany — pomyślał. — Mam halucynacje węchowe... Albo może...
Zbliżył się znowu do Agnes.
— Co do Popiołki, to widzi pani, jest tak: Albo go coś złamało, może jakie nieszczęście wytrąciło go z równowagi i za to on chciałby się mścić, albo też jest pod wpływem jakiegoś bardzo złego człowieka...
— Może być jedno i drugie — spokojnie odpowiedziała Agnes.
— Tak. Chcąc Popiołkę uratować, należałoby obie okoliczności dokładnie zbadać. Ja jednak powiem jeszcze, iż on przy całej swej nieobliczalności i dzikości, mimo wszystko, pójdzie za porywem serca... A wtenczas krucho będzie z tymi, którzy w zły sposób nadużywali jego słabości... Ten człowiek błądzi, lecz drogę swoją zna... Niebezpiecznie