Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Statek stanął w łunach, a na purpurowym żaglu grotmasztu pojawił się naraz obraz Najświętszej Panny.
I Dzieciątko podniosło rączkę i pobłogosławiło wszystkim rybom, ptakom i wszelkiemu stworzeniu morskiemu.
Wówczas zerwał się zgiełk tak radosny a niewysłowienie słodki, że Paweł, wytrzymać już sercem nie mogąc, stracił przytomność.
W tej chwili zbudził się i ujrzał, że znajduje się w kabinie na „Gwieździe Polarnej“.
Wszystko tu było, jak zwykle, na swojem miejscu. Przez okrągłe luki wpadało blade światło zimowego poranku. Było tak zimno, że z ust szły kłęby pary. Chłopak usłyszał wzruszony głos bosmana:
— Dzięki Ci, Najświętsza Panno, za zesłaną łaskę! Czemże zasłużył na nią ten stary wrek, czem zasłużyliśmy my, grzeszni?
Chłopak dźwignął się i oparł na łokciu.
Bosman klęczał przy leżu i modlił się. Krauze zaś siedział na posłaniu, zasłaniając oczy dłońmi, jakby w ten sposób zatrzymać chciał w nich jakieś widzenie. A naraz rzekł:
— Czemu Najświętsza Panna upodobała sobie ten stary opuszczony wrek? Dlatego właśnie, że jest opuszczony. Czem zasłużyliśmy na łaskę? Wierną, uczciwą służbą i wiarą.