Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sny i te inne „zabobony“ są również rezultatami pewnej nieznanej, ale działającej siły? Dlaczegóż telefon ma być czemś konkretniejszem od głosu Anioła Stróża na przykład?
— Janku! Ty wierzysz w Anioła Stróża?
— Był czas, kiedy wierzyłem tylko w siebie samego. Taki czas był, istotnie, nie będę przeczył. Ale, widzi pani, pani nie latała nigdy, pani tego nie rozumie. Zaś — ja zrozumiałem tę historję i powiem pani, że bez boskiej opieki toby się udać nie mogło. Żeby to jednak zrozumieć, trzeba to przeżyć. Technika? Panno Kasiu, pierwsza lepsza mucha lata lepiej od nas. Niech mi pani wierzy — na nas się świat nie kończy!
Zdumiewał ją ten chłopak. W tak młodym wieku ciężkiem kalectwem dotknięty, nie tylko nie narzekał, nie płakał, ale prawie z radością znosił upokorzenia i cierpienia, które stąd wynikały. Dawniej przeważnie chmurny, teraz pogodny był, rozpromieniony, harmonijny. Oczy jego zdawały się widzieć nawskroś, a prócz jasnego, wesołego lśnienia tlił w nich blask, odzwierciedlający coś więcej niż samą tylko światłość dnia.Te oczy świeciły blaskiem wewnętrznym, który nieledwie grzał.
Dzień spędzał pracowicie, przeważnie na lotnisku, a także na załatwianiu spraw trzech połączonych eskadr, bombardujących go nieustannemi, wiecznie narzekającemi i gniewnemi listami. Rozumie się, w polu ciągle czegoś brakowało, a ponieważ ktoś musiał być temu winien, winowajcą urzędowym okrzyknięto Janka. Niewiele