Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Groteski, komiczne jednoaktówki filmowe, „humour“ — rzekł.
— No, widzisz! — klasnęła Lala w dłonie po dziecinnemu — Ubieraj się! Jedziemy!
— Wybacz, Lalu, ja tak nie mogę.
Wykręcał się, wymawiał, improwizował trudności, przeszkody, równocześnie zaś wpatrywał się w Lalę.
Czy to, co tu przed nim siedziało, było rzeczywistem? Czy mógł rzeczywistością nazwać ten pstry kłębek różnobarwnych nitek, tę kompilację najbardziej lśniących i błyszczących, tak! lecz najnietrwalszych i najbardziej powierzchownych pomysłów świata, w którym nie było nic i który z tego powodu wciąż ścigał jakieś świetne „nic“, aby, trzasnąwszy jak ognista rakieta, natychmiast przepaść w czarnej i zimnej nicości? Przecież ta tu, naprawdę czarująca, piękna, młoda kobieta była cal po calu, we wszystkich szczegółach, począwszy od nitek w pończochach a skończywszy na myślach, na fleksji i intonacji głosu, wymyślona i stworzona przez całe mnóstwo, olbrzymie konsorcjum najrozmaitszych producentów, myślących tylko o tem, aby za pośrednictwem tego manekina rzucić w świat jaknajwiększą ilość swego towaru, począwszy od kombinacyj jedwabnych a skończywszy na kombinacjach „artystycznych” — na tańcach fantastycznych, piosenkach, „przebojach“.
— Kombinacje! Kombinacje! — przeleciało Polacie przez głowę — Lecz czy jest coś więcej?