Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kryńka, Kryńka! — jęczał stary.
Odpoczął, zjadł coś i poszedł do lokalu.
Spokojnie tam było i cicho.
Usiadł pod oknem za stołem, przy którym zwykle siadywał pan Piekarski, rozłożył przed sobą dzienniki, przywiezione z miasta, i czytał.
Przyszedł pan Piekarski z Polatą na zwykłego jednego z kawą.
Pan Brat obsługiwał ich, jak zwykle, nie mówił nic, tylko patrzył.
— Co się stało? — zawołał nagle Polata i zaczął się bacznie rozglądać dokoła — Tu się coś zmieniło!
— Nic się nie zmieniło! — rzekł pan Piekarski — Conajwyżej podłoga świeżo umyta. Cóż pan masz taką uroczystą minę, panie Brat?
— A tak! — zauważył Polata — To pan Brat tak jaśnieje jakoś... Żebyś pan wiedział, panie Piekarski, jak on strasznie teraz do pana podobny! Dolarówkę pan wygrał, panie Brat?
— U spowiedzi byłem w Poznaniu! — obwieścił szynkarz — Ksiądz mi odpuścił grzechy, darował winy.
Zesztywniała twarz zaczęła drgać jakby boleśnie i wreszcie wyłoniła z siebie pogodny, jasny uśmiech.
— A jutro pójdę do Komunji św.! — zapowiedziały uroczyście wargi uśmiechnięte.