Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 31 —

jemnie go ściska, — i ma sobie wbijać wciąż w głowę, że pić niezdrowo. A jak w dołku ściska, to zdrowo? — W każdym razie nie upijesz się pan. — Słusznie, lecz jeśli się upiję — to co?
Istotnie — co? Pójdę spać, prawda? No, właśnie o to idzie. Cóż innego jest do roboty? I czy można tak bez niczego usnąć na huśtawce?
Po paru sporych łykach koniaku świat zaraz nabrał rumieńców i stał się sympatyczny. Odnalazłem z nim kontakt i, wyznaję, utrzymywałem go w dalszym ciągu, co wyszło mi na dobre, przysporzyło apetytu i tak zajęło, że zupełnie nie chorowałem.
Obiad doskonały i obfity zjadłem w towarzystwie nielicznem i zgryzionem. Wszyscy — jak mi się zdawało — poddawali się zanadto melancholji. Coraz to ktoś odkładał serwetę, wstawał z tragiczną miną i odchodził od stołu patetycznym krokiem, jakim u nas chodzą po scenie „tragiczki“. Wyglądało to tak, jak gdyby biedak przypomniał sobie naraz czyjąś śmierć i uciekł, aby w kąciku łzy ronić. Miało się wrażenie, że się jest na stypie.
Towarzystwo składało się przeważnie z Japończyków i Moskali. Pierwsi chorowali obłożnie. Rzecz dziwna, Japończycy, tak znakomici marynarze, nie znoszą morza i chorują ciężko. Mam wrażenie, że winien temu ich roślinno-rybi wikt. Rosję reprezentowały przeważnie kobiety, „barynie“ wszystkich możliwych typów rosyjskich, począwszy od anglezowanej histeryczki, a skończywszy na aktorce w szerokich szarawarach, w butach z cholewami i z krótko obciętemi włosami. Z mężczyzn, stękających po kabinach, dwóch tylko „Rosjan“ trzymało się mężnie, ale obaj byli żydzi, jeden „pracujący w cukrze“, ty-