Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 223 —

Opisuję to wszystko tak szczegółowo raz dlatego, że po wyjeździe wojsk jen. Hallera klub nasz znikł i ludzie wkrótce zapomną nawet, gdzie on był, powtóre, ponieważ to był istotnie nasz teren w Paryżu. W Alei Lasku Bulońskiego w piękniejsze dni przygrywała plac-muzyka polska. Kilkudziesięciu wiarusów w rogatywkach dęło co siły w „srebrne“, przywiezione z Ameryki instrumenty, nęcąc paryskich gapiów polską pieśnią. Wieczorami „plantoni“ nasi — a kto wie, czy i nie młodsi oficerowie — korzystając z ciemności nocnych spowiadali się na utajonych ławeczkach ze swych tęsknot i bólów różnych słodkim a uprzejmym istotkom, które, niby Driady, zawsze w porę wynurzały się z krzaków i drzewnych klombów. Zdaleka widać było na klubie wypłowiałą od deszczu, niewiadomo czemu buraczano-białą flagę w otoczeniu flag sojuszniczych, a oficerowie nasi, zwłaszcza ci, którzy świeżo przybyli z Polski, z zawiścią krążyli po Placu Gwiazdy i Polach Elizejskich, oglądając niezliczone ustawione tam wszędzie zdobyczne działa i moździerze najrozmaitszych kalibrów. — Gdyby nam choć to dali, co tu na tych placach stoi! — szeptali z goryczą.
Ba! Na ulicach i placach Paryża rozstawiono najmniej jakie kilka tysięcy niemieckich i austryjackich dział!
Zaś klub urządzony był w całem znaczeniu tego słowa po pańsku. Wszędzie rzeźby, piękne, stare obrazy, buazerje, prześliczne gobeliny, dywany i sprzęty, fajanse stare. Dom wynajęto wraz z meblami. Polskie były w nim tylko stare ryciny — Kościuszko, Dąbrowski, szwoleżer, ułan złoty, ułan biały. Wszystko to robiło wrażenie solidne i miłe: przyjemnie było widzieć, że ten oficer polski nie gnieździ się