Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 218 —

dywizji było uczynienie jej tak silną, aby się mogła skutecznie bronić i niezależnie od nikogo postępować aby się musiano z nią liczyć.
— Trzeba było zrobić korpus, albo nic! — przyznał mi prof. Dybowski.
I oto dlaczego Czesi z Syberji wyszli, a nasza dywizja poniosła klęskę i poszła do niewoli, broniąc tyłów Kołczaka i interesów francuskich, za co później Francuzi grubo sobie jeszcze zapłacić kazali.
Tak, rwąc się całą duszą do Polski, nie mogłem powstrzymać się od myśli, że Francja jest jakby przedsionkiem tego raju i że tu należy mi na chwilę przysiąść, uspokoić się, duchowo otrząsnąć pył z sandałów i przysposobić się do wejścia we wrota wymarzonej szczęśliwości. Polskiego w Paryżu było i jest tyle, że dla mnie, który bezpośrednio dłuższy już czas z naszem życiem narodowem nie miałem kontaktu, była to poprostu „silva rerum“, gąszcz najrozmaitszych problemów i żywych a nieraz najzupełniej sprzecznych sensacyj.
Mieszkałem w polskim klubie oficerskim, umieszczony w jednym ze znajdujących się tam pokoi gościnnych. Przez długi czas nie znałem Paryża, ani życia paryskiego. Miasto nietylko nie nęciło mnie, ale nawet poniekąd odpychało. Pogoda była poniżej zdechłego „kondla“, lało bezustanku, błoto chlapało pod nogami, niebo szare, wszystko wyglądało jakoś dziwnie banalnie i pospolicie. Były dni, w których zupełnie nie wychodziłem z klubu, śpiąc długo przed obiadem i schodząc nadół tylko w czasie jedzenia. Żyłem wyłącznie z naszymi oficerami, rozmawiałem jedynie o Polsce i naszych sprawach.
A Polska tak, jak ją można było w Paryżu dostrzec gołem okiem, przedstawiała się w pierwszej