Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —

— Dzień dobry, bracie Jacques.
— Chcecie kawy?
Przyrządza kawę i podaje mi do łóżka.
— Jak się macie? — pytam go.
— Źle. Bardzo źle. Jestem bardzo pesymistycznie usposobiony. Słyszycie ten japoński „hymn chwały poranka“? Bardzo głośny. Nasz Mejczi jest wielkim śpiewakiem przed Panem.
Nade mną ktoś się przewraca na posłaniu.
— Jamamoto-san! — wołam.
— Haj! — odpowiada Japończyk.
— Ohajo! (Dzień dobry).
— Ohajo, Bandra-san, arigató! (Dziękuję).
— Irigator. Jamamoto, irigator! — żartuje po swojemu „wielki pesymista“. — Chcecie kawy?
— I very thank you! Ohajo. Iczihara! — wita się Jamamoto z czwartym mieszkańcem kabiny, Japończykiem, który dopiero zaczyna jąkać się po angielsku.
Do kabiny wślizguje się mały, wiecznie uśmiechnięty chłopaczek, oznajmiając, że kąpiel gotowa. Pastor znika.
Wówczas ja wyskakuję z łóżka, wypalam pierwszego papierosa i golę się pośpiesznie — póki jeszcze w kabinie nie jest za ciasno.
Na morze aż nieprzyjemnie patrzeć. Żółte, zimne, wzburzone, wzdęte, niebo szare.
Po pastorze ja idę się kąpać.
Wanna pełna gorącej wody morskiej i wielkie wiadro z wodą źródlaną. Poranek szary i zimny. Co za rozkosz rozgrzać się w kąpieli!
Ponieważ pań mało, kąpielowy dla pośpiechu wpuszcza mężczyzn do damskiej łazienki. Kąpie się