Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —

ci, którzy tam mają interesy. Styl tych interesów w dalekich „dzikich“ ziemiach łatwy jest do odgadnięcia. Biały człowiek nie chce uwierzyć, że nie zawsze musi być mądrzejszy od żółtego. Jeśli się „sparzy“, jeśli, zamiast drugiego oszukać, sam się oszuka — łajdakiem oczywiście jest ten, który się oszukać nie dał. O, ja bynajmniej nie mam zamiaru bronić kupców japońskich naprzykład. Wiem tylko, że eksporterzy południowo-amerykańscy, którzy podczas wojny przyjechali do Japonji — przeważnie zresztą żydzi argentyńscy — wyrażali się o Japończykach bardzo niepochlebnie. Widać — trafiła kosa na kamień. Biały człowiek nie może darować Japonji, że ona dba przedewszystkiem o swój własny interes — jak gdyby ona właśnie tego nie mogła i nie musiała w pierwszym rzędzie nauczyć się od swych mistrzów. Stąd to owe wieczne kręcenie nosem na Japonję i szerzone złośliwie zdania o jej niezdolności do oryginalnego życia twórczego i o tem, że ona — cywilizując się — wynaradawia się i ginie. Zupełnie tak samo, jakby ktoś twierdził, że my giniemy, ponieważ zamiast nosić słomę w butach, chodzimy w pończochach.
A tymczasem Japonja nietylko nie umiera pod brzemieniem nowoczesnej cywilizacji, ale doskonale daje sobie z nią radę i świetnie się z nią czuje. Ludy dzikie giną od niej jak dzikie zwierzęta, których n. p. linja kolejowa tępi więcej, niż najzawziętszy myśliwy. Biały nie może i nie chce zrozumieć, że Japonja nawet bez europejskiej cywilizacji nigdy nie była „dziką“. Jedno, drugie pokolenie mogło mieć pewne trudności, pewne gatunki zarobków zaginęły — ale czyż u nas nie było tego samego? Jak n. p. linja kolejowa wpływała na rzemiosło furmańskie? Z czasem te wszystkie nie-