Strona:Jerzy Bandrowski - Pielgrzymi.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówić, uznanie państwowości polskiej z ich strony' jest bodaj czy nie największem naszem zwycięstwem... Od tej chwili Polska jest...
— Póki Niemcy są w Polsce, to Polski niema — odezwał się Skowroński. — I oczywiście, za takie papierowe uznanie darujesz pan Niemcom Pomorze, Śląsk Górny, Poznańskie... Bardzo pan jesteś hojny!
— Jestem tylko nic nieznaczącym obywatelem Polski i korzę się przed jej wolą i majestatem... Jak ona rozporządzi!
— A ja takiej Polski nie uznaję! — wybuchnął Zaucha. — Bo to jest szantaż na Polsce, a nie uznanie Polski!
— Nie uznaję! Nie uznaję!—uśmiechnął się ironicznie Kondolewicz. — Szanowny pan doktor wznawia „liberum veto“? A może jeszcze i konfederację?
— O, jakież święte były prawa Rzeczypospolitej naszej! — wołał z przejęciem Zaucha. — Czyż nauka Chrystusa nie była „liberum veto“ przeciw staremu porządkowi świata, a jego prawo apostolskie nie było konfederacją przeciw zbrodni i siłom ciemności?
— W każdym razie Niemcy zadały przez to uznanie Polski potężny cios polityce ententy — mówił Kondolewicz. — Nas ententa nie uznała. Boi się Rosji...
— Anglja, taka potężna, wielka, bogata, Francja, tak chełpiąca się swym honorem i swą bezinteresowną szlachetnością, republika francuska, dziecię Wielkiej Rewolucji — i tak handluje żywym towarem,, sprzedaje naród, honor, zaprzedaje swą sławę — barbarzyńcom! Słówka najmniejszego boi się pisnąć w naszej sprawie, a niby otuchy dodaje. Kokota nikczemna, która do jednego robi słodkie oczy, a drugiego równocześnie kopie nogą pod stołem.
Zaś Zaucha, który od pewnego czasu nie rozłączał się ze swym Mickiewiczem, otworzył książkę i dawszy znak ręką, aby go słuchano, przeczytał:
„A Polak mówi Francuzom i Anglikom: Jeśli