Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mistrz siedzi zamyślony przed swojem wielkiem, pięknem, mahoniowem biurkiem, zastawionem fotografiami w pięknych ramach, miniaturami i bibelotami i patrzy w okno.
Jest popołudnie niedzielne.
W całym domu panuje względna cisza. Wszyscy wiedzą, że stary pan w tej porze zwykle pracuje, raz na tydzień, zajęty zapisywaniem swych wspomnień. Jest to jego ostatnia praca.
Zdaleka dolatuje wesoły odgłos dziecięcego śmiechu. W jednym z najodleglejszych pokojów bawi się Ada z Dziunią. Nie sądzą, aby ich wesołe okrzyki i śmiechy mogły komukolwiek przeszkadzać. „Są przecież grzeczne, one się tylko bawią“. Matka napomina je od czasu do czasu:
— Cicho, dzieci, nie krzyczcie tak, dziaduś pisze!
A dziaduś siedzi wprawdzie przed biurkiem, ale nie pisze. Patrzy przez okno na smutne, bezlistne drzewa w wielkim ogrodzie, na dalekie dachy domów, na blado-błękitne, prawie szare niebo pogodne, mimo wczesnej pory popołudniowej już krwawą purpurą zachodu nabiegające, przysłuchuje