Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niusieńka ściągała zwolna rękawiczkę z prawej ręki...
— Nie, to za skromne — mówiła, patrząc mu prosto w oczy. — Takie staniczki nosiłam, gdy byłam panną... Niech pan pokaże coś strojniejszego...
Zgasły szafirowe oczy, jak zdmuchnięte nagle dwie błękitne lampki. „Książę“ zniknął. Przed Niusieńką stał zgarbiony, znudzony pomocnik, o wymiętej, przedwcześnie zobojętniałej twarzy i szklannych, blado-niebieskich, wodnistych oczach...
A Niusieńka poprawiła żabocik prawą rączką, na której błyszczała nowa obrączka.
— Jak to ładnie z mej strony, że raczyłam być nieszczęśliwą miłością tego człowieka! — myślała — odwdzięczyłam mu się za te róże...