Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdzie nie był, jakich figlów nie płatał! Tropił po lasach bogunki leśne jak satyr kudłaty i mchem porosły, ściskał je w ciepłych dziupłach dębów odwiecznych, wśród kwiatów i paproci, rosą zimną obsypanych, na polankach, w cieniu drzew wielkich, cicho szumiących, wygrywał im na fujarce piosenki dziwne, skoczne, radosne, porywające do tańca. To znów, niby pasterz piękny, młody i smutny, w zdychał nad źródełkiem, w którem się kryła młodziutka, urocza nimfa jakaś, o oku czystem jak niebo, o duszyczce pełnej śmiechów perlistych, jak szmer wody cieknącej po kamykach. I darmo dryjady, główki swe jasnowłose z za ciemnych pni wychylając, zdrajcą go w stokrotnem echu okrzykiwały, bo gdy nadchodził wieczór, młoda nimfa, słodyczą tęskną młodziana uwiedziona, spoczywała na jego piersi, a on tulił do siebie jej ciało chłodne i czyste i zdobił włosy niezapominajkami i konwalijkami. To znowu tułał się na wybrzeżu morskiem, wśród zatok skalistych, cichych, modrych, jasnością słońca opromienionych, lub na brzeg złoty, piasczysty z pian srebrnych syreny wyciągał, żałośnie zielonołuskim ogonem wokół siebie bijące, to gonił pasterki na łąkach, to znowu córy z! domów królewskich uwodził. Znano go, jak zły szeląg na całym świecie, jego i jego powiernika Hermesa, znano ich obu aż do Antypodów. Lecz nikt nie śmiał szemrać przeciw bogom, a obecność ich zwykle szczęście i błogosławieństwo wróżyły. Bo gdzie stąpnął Gromowładny