Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

indyjskich, przywiązanych do pala męczarni. I spotyka ich za to nagroda, bo wreszcie marsza „nagrają“ tak, że kłębek postrzępionych motywów i podruzgotanych akordów wyjaśnia się, rozplątuje i zaaczyna olśniewać blaskiem swego dźwiękowego przepychu i taką precyzją wykonania, iż nawet zwiedzając zakład wysoko postawione osoby nie mogą tej muzyki słuchać bez widocznego wzruszenia. Bywają też tak zwane przezemnie fałsze i dyssonanse mistyczne, na chórze czasem, podczas uroczystych nabożeństw, dysharmonje rzewne, komplikacje niespodziewanie żałośliwe i smętne w brzmieniu wielce, ale... Ale to już innym razem.
Rozwój tych wrodzonych skłonności i upodobań muzykalnych wspomaga też radjo, pierwsze w całej okolicy, narazie jednak, prawdopodobnie z powodu braku odpowiedniego deszczowego nastroju, młodzież konwiktowa radjem się nie zabawia. Jest też i „kino“ domowe z kilku zajmującemi filmami, a ponieważ obecnie zaprowadza się tak w kościele jak i w zabudowaniach klasztornych oświetlenie elektryczne, „kino” oczekuje niedaleki wspaniały rozwój i zupełnie nowe możliwości.
Łatwo zrozumiałem jest, że atmosfera miasta żyjącego między Św. Górą i konwiktem a poważnem i wzorowo prowadzonem gimnazjum, które równocześnie bywa też widownią koncertów i odczytów pierwszorzędnych sił poznańskich, musi być kulturalna i na wpływy duchowe wrażliwa. Cokolwiekby było, między Św. Górą a miastem krążą wciąż mali gońcy z sfery pracy umysłowej i ducha, młodociani i nieświadomi nawet swej roli gońcy lepszych czasów nowych, lepszej i jaśniejszej przyszłości.
Ma to niewątpliwie wielkie znaczenie.
Wogóle duch miasteczka, w tem znaczeniu, jak o tem pisałem w ostatnim liście „o małem