Strona:Jerzy Bandrowski - O małem miasteczku.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

małe miasteczko musi żyć swem własnem życiem, o swych własnych siłach. Oto główne ognisko zagadnienia.
Wątpliwości nie ulega, że życie naszych małych miasteczek jest przeważnie owiane jakąś przykrą melancholją, a posmak ma gorzko-kwaśny. Ich cisza bywa aż nadto często ciszą nie tyle spokoju, ile raczej smutku. Pochodzi to stąd, nie tylko u nas zresztą, ale wogóle w całej Europie, że miasteczka te wiedzą, iż żadna nadzwyczajna karjera ich nie czeka. Co innego Ameryka, kraj młody i dopiero zabudowujący się, co innego Rosja, która żyć dopiero kiedyś zacznie na swych olbrzymich obszarach. Tam każda dziura może nie wiadomo kiedy, zgoła nieoczekiwanie i niespodzianie zrobić karjerę olśniewającą, tak właśnie, jak to się dzieje w Ameryce. Niespodziewanie odkryty węgiel, nafta, złoto, jakieś wody mineralne, wreszcie zbieg okoliczności i rozbudowa, dzięki której miasteczko, jeszcze nie zblazowane, świeże i pełne powabów niewinnej prostoty i młodości, stawszy się stacją węzłową, wpadnie wpływowym i bogatym ludziom w oko — oto zesłana łaskawie przez Boga a wymarzona szansa, dzięki której małe miasteczko nieraz za życia jednego pokolenia, ba, w przeciągu dziesięciu lat wyrasta w wielkie miasto z drapaczami chmur, luksusowemi hotelami, gmachami bankowemi i rządowemi i wspaniałemi magazynami. Pramieszkańcy miasteczka stają się wówczas niemal z godziny na godzinę miljonerami, przez co najczęściej tracą całą rację swego bytu i cały sens życia, ale mniejsza z tem, zanim się o tem przekonają i zrozumieją to, użyją świata, lub będzie im się tak przynajmniej zdawało. I bardzo a bardzo często zdarza się, że z dnia na dzień zdobyta sława i wielka wspaniałość takiego miasta z dnia na dzień też znika i gaśnie, ale zawsze już coś z bogatych nowoczesnych urządzeń i budowli