Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ty znów, kapitanie, tak bardzo polityką nie gardź, bo bez polityki stąd się nie wydostaniecie... Strach pomyśleć... Z samego Tomska już szósty dzień jedziemy, a z Irkucka do Charbinu pięć dni jazdy...
A potem pokazało się, że w sztabie są partje.
Jakiś pułkownik rosyjski, wstąpiwszy do dywizji wraz z dwunastu swymi kolegami, chciał wszystko wziąć za łeb, zorganizować po swojemu, odsunąć od dowództwa majora.
Niwiński zląkł się w pierwszej chwili.
Partje w sztabie?
Ale potem uspokoił się.
Czy istnieje na świecie sztab bez partji? Bez intryg? Bez wzajemnego zwalczania się? Niema takiego sztabu, jak niema takiego teatru. Żołnierz, podobnie jak aktor, jest przedewszystkiem próżny, chce być zawsze na pierwszym planie... Tak było za hetmanów, za Kościuszki, za Poniatowskiego — tak jest we wszystkich armjach, a armje te mimo to wciąż biją się tak, jak teatry wciąż grają...
Zgoda, zgoda — ale w czeskiej armii są też intrygi a u bolszewików, gdzie oprócz oficerów są jeszcze i komisarze!...
Więc Niwiński machnął ręką.