Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i energiczniejszy Polak-wojskowy chciał organizować wojsko, tak teraz starsi panowie, zwłaszcza po miastach, leżących dalej od frontu, koniecznie — każdy na swoją rękę i ze swymi klientami — chcieli organizować rząd polski. Nie byłoby to niebezpieczne, gdyby dostojni ci panowie mieli takie same zamiary, jak i wojsko, to jest, tkwić „po tej stronie“ póki można a w ostateczności — zwiać do Francji. Ale ci nowi pretendenci do tronu byli przeważnie stałymi mieszkańcami Syberji, mieli tu domy, rodziny, stanowiska, wielkie majątki i stosunki z Rosjanami, z którymi zrywać nie chcieli i nie mogli, byli przekonani, że bolszewicy na Syberję nigdy nie przyjdą, że ententa zwiezie całe masy wojsk i pchnie je na Moskwę, wobec czego uważali za wskazane, „nie drażnić“ Rosjan, korzystać „mądrze” z ich zapasów i wspólnie pracować w oczekiwaniu ostatecznego pogromu bolszewików. Stąd pochodziło krytyczne tych kół stanowisko wobec wojska, które swą polskość i niezależność aż nadto silnie — ich zdaniem — podkreślało, a „obrażało“ Rosjan tem, że sprzymierzyło się z Czechami, pomijając lekceważąco szmatławych gospodarzy domu. Że ci „gospodarze“ na froncie bić się nie chcieli, że marzyli o tem tylko, aby wyzbyć się wszelkich opiekunów i rządzić sobie po staremu bodaj w jednej gubernji, że w gruncie rzeczy jedyne wyjście upatrywali w pogodzeniu się z Niemcami — to poczciwych „notablów“ z różnych prowincjonalnych miast syberyjskich zupełnie nie obchodziło. Wystarczała im wiara w najbogatszego i najbardziej znanego w danej części kraju przedsiębiorcę i giełdzjarza i widnokrąg polityczny,