Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oficerskiego. Ci oficerowie będą sobie mogli dobrać kogo zechcą. Wogóle — odpowiedzialność za sprawy wyłącznie wojskowe z Komitetu spada. Ale tu tyle innych, delikatnych spraw! Stosunek do Czechów, do Francuzów, nieznaczne lecz stałe przesuwanie się na Wschód, politykowanie z poszczególnemi republikami, z reprezentacjami polskiemi, sprawa wysyłania poszczególnych oddziałów na front, aprowizacja, mobilizacja, sprawa jeńców, konsulów Lednickiego... Każda kwestja, każdy poszczególny wypadek wymagał specjalnej taktyki, znajomości ludzi, stosunków, położenia na froncie, wniknięcie w prawdziwe zamiary osób działających... Czy ci ludzie zrozumieją to?
Inżynier z gośćmi był w parku. Siedzieli w głębi ogrodu, pod drzewami, w rzadkim, przesłonecznionym cieniu. Trzej oficerowie, niezgrabni w swych tanich ubraniach cywilnych, trzymali się razem. Osobno znów siedziało dwuch panów; w jednym z nich poznał Niwiński znanego sobie jeszcze z kraju agitatora pewnego stronnictwa.
Miny były naciągnięte, nastrój kwaśny.
Pokazało się, że są to dwie misje: Wojskowa, wysłana na Syberję z ramienia jenerała Hallera i polityczna, przybywająca rzekomo z Moskwy. W rzeczywistości jeden z tych panów uciekł z Wołogdy, gdzie był polskim łącznikiem dyplomatycznym, zaś drugi został wyprawiony właściwie na zwiady, aby się dowiedzieć, co się za frontem czeskim dzieje. Spotkawszy się w drodze, obaj panowie ukonstytuowali się w „misję“.
— Mów mi królu! — pomyślał Niwiński.
Był tej „misji“ rad. Przynosiła ona dobre