Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oficerskiej. Słysząc ich mowę twardą, rwaną, stalową poczciwcy samarscy żegnali się szerokim krzyżem, wykrzykując z przerażeniem: — Da wied' ani nie pa russki gawariat! — a skomplikowaną nazwę „Czecho-Słowak“ przerobili poprostu na „Sławiak“.
Burżuazja uważała ich za wojska carskie, proletarjat też. Proletarjat daleki był od wiary w swoje zwycięstwo, więc po wejściu Czechów do Samary oczekiwał przywrócenia dawnego stylu rządów. Burżuazja też. W Rosji kompromisów niema, umysły są na to zbyt proste. Tymczasem Czesi, nie znając psychologji rosyjskiej politykowali na obie strony. Czeczek obwoził po mieście dzieci w swym samochodzie, Ryszan przemawiał na wiecach jako przedstawiciel anarchistów czeskich, a żołnierze czwartego pułku z zemsty za śmierć pułkownika Geyera bez sądu rozstrzelali wziętego w Penzie żyda-zakładnika, komisarza bolszewickiego. W rezultacie zarzucano Czechom fałsz i nikt im nie wierzył; proletarjat uważał ich za zakapturzonych rojalistów, burżuazja za utajonych bolszewików.
Rozpoczęły się też starcia z rządem nowej republiki. Czesi dawali do poznania: — Istniejecie z naszej łaski — więc. — Zaś rząd republiki słodko, wymownie, ale uparcie powtarzał: Działamy na skutek instrukcji ententy. Zatem, jeśli nas ignorujecie i nie chcecie wypełniać naszej woli, nie chcecie się nam zupełnie podporządkować, rujnujecie dzieło ententy i szkodzicie jej. — Ależ my tu nie możemy stać do końca świata, wy sami musicie coś zrobić! — Zaraz! — odpowiadał s. r.