Strona:Jerzy Bandrowski - Na polskiej fali.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak, tedy Wielkie Morze daleko — szeroko zastawione było sieciami, aż Rzeki, poza Kulę, Szurową Rewę i Szur. Była norda a ponieważ groziła „sztormem“ rybacy wybiegli żaglami na morze po sieci. Ja siedziałem tego dnia w domu, bo właśnie zwieźliśmy byli z Dawidem bulwę, którą teraz znosiliśmy do piwnicy. Zaznaczam to dlatego, aby powiedzieć, że nie byłem naocznym świadkiem początku tej historji, znam ją tylko z opowiadań, na których się opieram.
Morza było dość dużo, wiatru na żagiel, nie więcej, tedy rybacy spokojnie sieci zbierali. W tem ktoś zauważy ze wiatr idzie do ostu, to jest przybiera kierunek północno-wschodni i że jest go coraz więcej. Fale rosły. Po jakimś czasie rybacy spostrzegli, że bałwany są tak wielkie, iż lądu z poza nich nie widać. Jest to nieomylnym znakiem, że woda u brzegu jest bardzo wzburzona, czyli, jak to rybacy określają, „u strądu jest wielki presk”. Trzeby było wracać do kraju.
Tak też zrobili. Nord-ostowa briża (z niem. — Brise — silny powiew) była już tak silna, że częściowo trzeba było zwijać żagle. Mimo to biegli do kraju bez przeszkód. Kiedy jednak zbliżyli się do płytkiej rewy zwanej osuchem, ujrzeli, że sprawa nie jest tak łatwa jak sobie to wyobrażali. Szerokie, spienione fale, wysokie jak chałupy, waliły w rewę, tak, że aż huczała. Bałwany — jeden po drugim wlatywały na nią, wspinały się jak konie do skoku, łamały się i spadały, pieniąc się i burząc, a do brzegu leciały z taką szybkością, gwałtownością i siłą, że uderzały o wał wydmowy czyli o „góry”.
Że położenie jest niebezpieczne, o tem wiedziała już cała wieś. To też wszyscy wylegli na góry, z wielkim płaczem wzywając pomocy boskiej i z biciem serca patrząc na powracające łodzie... Między tymi widzami — nie mniej od nich wzruszony — byłem i ja ze swym przyjacielem, Józkiem Kąkolem, którego tatk (ojciec), brat i — jak tu najbliższych nawet krewnych nazywają — dwaj przyjaciele, również byli na morzu.
Preszcy! rzekł mi Józek, wskazując na fale, zalewające strąd.