Przejdź do zawartości

Strona:Jerzy Bandrowski - Mohammed II.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

blask i nowy Padyszach, kazawszy sobie natychmiast podać gorącego arabskiego rumaka, skoczył na siodła i krzyknąwszy: ― Kto mnie kocha, pójdzie za mną. ― ruszył z kopyta.
Mohammed nie był bynajmniej osobistością zbyt sympatyczną i pociągającą. Dlatego też jego okrzyk: ― Kto mnie kocha, pójdzie za mną. ― był tylko hasłem dla ambitnych karjerowiczów, dworaków i służalców, znających dobrze jego nieposkromioną energję, a którzy, pewni iż przy boku swego pana będą mogli dochrapać się najwyższych stanowisk, choć w duchu nienawidzili go, w cwał popędzili za nim wiedząc, że jadą za prawdziwym sułtanem, który wszelkich środków użyje, aby zdusić swego rywala ― brata, syna księżniczki Synopy.
Cała różnobarwna świta sułtańska, otoczona lauframi, „czauszami“[1] i gwardją przyboczną, pogalopowała za nowym sułtanem i w dwa dni później dotarła do Kallipolis.

Mohammed był średniego wzrostu, barczysty i poniekąd krzywonogi. Chęt-

  1. Wojskowa żandarmerja turecka.