Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

braźni", Wydaje się, iż odnalezienie i zrozumienie źródeł tych myśli może naprowadzić na pewien trop do wyjaśnienia i pojęcia całej, złożonej osobowości Nagórskiego.
Pragnienie wyniesienia nad innych i przedłużenia swego ziemskiego życia o życie w pamięci potomnych osiągnęło u Nagórskiego moc szczególną. Autor Karolinki tak zawsze fascynował się zjawiskiem wybitności i ludźmi, którzy za życia stali się historią i tę historię bezpośrednio tworzyli, że kiedy niepostrzeżenie sam stał się uznanym i wywyższonym, poczuł się zaskoczony tą okolicznością. "Jak to? A więc to już? a więc to wygląda tak? Niemożliwe! To chyba nieporozumienie! Jakże bym ja mógł osiągnąć to, co stanowiło dla mnie krąg zaczarowany? Ja, który jestem nieprzerwanym zwątpieniem w siebie, słabością i rozpaczą? Ja, który znam wszystkie swoje myśli i wiem o nich, jaka jest ich wartość? Czyżby zatem ci wszyscy, których podziwiałem, wcale tajemnicą nie byli, będąc jedynie takimi, jakim ja jestem teraz? Nie, to — niemożliwe! To, co osiągnąłem, jest zaledwie żałosną namiastką".
Oto chyba i powód, dla którego w kilku utworach Nagórskiego pojawiają się postacie ludzi wielkich. To bardzo charakterystyczna cecha tej twórczości: pokazywać siebie takiego, jakim by się chciało być; samym faktem obcowania z opisywanymi postaciami czynić siebie im równym, wznosić się do nich, utożsamiać się z nimi.
Oto przykład: opowiadanie o Mickiewiczu. Wielki poeta, ten, który jak nikt spośród sobie współczesnych poznał wszystko, decyduje się przed wyjazdem do Turcji na zniszczenie swych rękopisów. Temat ten hipnotyzuje i pochłania Nagórskiego bez reszty. Oto on sam — chce się odtworzyć jego motywy — może na chwilę przybrać kształty "mistrza" i wywołać w sobie jego stany i uczucia. W opowiadaniu krąży niespokojne pytanie: dlaczego On, świadomy swej wielkości i chwały, zdecydował się na tak desperacki krok? W ciekawości jednak, z jaką autor opowiadania próbuje dociec przyczyn tego niepojętego aktu, natrętnie rzuca się w oczy niepokój osobisty, ściśle prywatny. Czy warto więc dążyć do boskości? — wyczu wa się w podtekście dręczące pytanie — czy jest ona rzeczywiście harmonią i mocą, wyzutą z udręki, strachu i bezradności?
W pełni problem ten zarysowuje się w opowiadaniu Nagroda Nobla, lecz zanim zatrzymamy się przy nim, spróbujmy najpierw odtworzyć pewne przemiany, jakie nastąpiły w świadomości Nagórskiego. W tym miejscu znów trzeba przywołać Notatki. Oto któregoś dnia odnotowuje wojenne sny: "są pełne Niemców, ucieczek, strachu człowieka śmiertelnie zagrożonego. Zabawne, że wtedy, kiedy to było, naprawdę się nie bałem, i nie dlatego, żebym posiadał odwagę, lecz po prostu wierząc, że MNIE nic stać się nie może". Można by tu zapytać: skąd u człowieka o tak silnym poczuciu zwątpienia w siebie tyle miłości własnej, typowej, jak wiadomo, dla osobowości szczególnych, dotkniętych błogosławieństwem? Na innej stronie pada nawet takie wyznanie: "nie potrafię wyobrazić sobie własnej śmierci; to, że kiedyś ona nastąpi, uważam za coś wprost nieprzyzwoitego". Jak można wytłumaczyć ten zwrot w świadomości autora Natchnienia świata? Zwrot? Czy Nagórski rzeczywiście uwierzył w jakąś nadprzyrodzoną moc, którą jakoby posiadał? Nie ma na to jasnej odpowiedzi. Autor Ostatniej godziny nie spełnił przecież warunków paktu, o jakim wspomniałem na wstępie, a w każdym razie wypełniał je dosyć szczególnie. Przecież chłód nie zamieszkał w jego duszy, przecież nie wyrzekł się miłości, przeciwnie — nieustannie ulegał jej, co raz to zatracał się w występnych przygodach zmysłów, albo w szalonych, na przemian czułych lub gwałtownych namiętnościach. Ale pragnienie nieśmiertelności nie ustępowało potrzebie kochania. Dlatego też z każdej burzy swych uczuć wychodził