Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

np. że mógłbym być niezłym architektem, może chirurgiem.
— Więc?
— Jestem aktorem, żeby się nie pozwolić przychwycić.
— Przez kogo?
— W ogóle. Na tym polega gra. Jeżeli w poniedziałek jestem dla kilku milionów odbiorców telewizji Tartuffem, tego samego dnia w iluś tam kinach oglądają mnie ludzie w pontyfikalnych szatach papieskich, a nazajutrz w teatrze jestem Jagonem albo Edypem... rozumie pan, nie umiem tego wyrazić inaczej, bo to jest właśnie tak: nie można mnie dopaść i przychwycić.
Wydaje się, że Keller jest źle przystosowany do wszystkich rzeczywistości prócz tych, które stwarza grą i w kostiumie, a jeśli stosunkowo nieźle czuje się w towarzystwie Moniki, to dlatego przede wszystkim, iż wie, że ta piękna kobieta i kiepska aktorka jest dostatecznie kabotynką, aby nie wymagała od niego naturalności. Przy niej może grać, a nawet zgrywać się. Czy ma świadomość tego? Chyba tak, jest zbyt inteligentny, żeby tego nie musiał wiedzieć. Ale tego, oczywiście, w rozmowie na bankiecie /z kim? może z którymś z kompozytorów/, nie powie, to znaczy: nie powie do końca. Natomiast zdania z przytoczonego przed chwilą wywiadu na pewno wygłosić może. A może się i tak zdarzyć, że Monika, choć siedzi po drugiej stronie stołu, dosłyszy ostatnie zdanie i wówczas niewątpliwie się nie powstrzyma, aby swego znakomitego narzeczonego nie spytać, czy jej się także nie pozwoli dopaść i przychwycić. Wówczas:
KONRAD: Och, ty jesteś wyjątkiem! ty mnie już przychwyciłaś, kochanie. Przepraszam, źle się wyraziłem. Myśmy się wzajemnie przychwycili.
MONIKA: Jesteś tego pewien?
KONRAD: Więcej, przypuszczam.
W innej sytuacji:
MONIKA: Gdybym miała tak cudowny głos, jak pani, chyba bym się bała śpiewać.
HALINA FERENS: A pani na scenie nie boi się grać?
MONIKA: Och, nie! oczywiście, że nie /i bardzo pewna przewagi, jaką posiada dzięki urodzie i młodości/, ale to co innego, ja nie jestem tak cenna. Konrad, powiedz, odczuwasz lęk, kiedy jesteś na scenie.
KONRAD: Staram się to zostawić za kulisami, kochanie.
MONIKA: Coś nowego! Przecież ty nie masz tremy?
KONRAD: Mówiłaś o lęku.
MONIKA: To lepiej czy gorzej?
KONRAD: Zależy w stosunku do czego.
MONIKA: Słyszeliście? On na żadną kwestię nie odpowie wprost, zawsze gdzieś z boku.
KONRAD: Czasami, z dołu, kochanie.
MONIKA: Oni to nazywają nowoczesnym dialogiem.
NAGÓRSKI: Oni?
MONIKA: Intelektualiści.
NAGÓRSKI: Nie uważasz siebie za intelektualistkę?
KONRAD: Monika jest skromna.
MONIKA: Nic mi o tym nie wiadomo. Ale jestem prostą dziewczyną, która, kiedy o co zapyta, to lubi, żeby jej odpowiedziano po prostu, tak albo nie, a nie żeby jej podawano na ozdobnej tacy nowe pytanko z zieloną wstążeczką.
KONRAD: Musi być zielona, kochanie?
MONIKA: Och, ty swoje odpowiedzi-pytania zawiązujesz czasem zwykłym sznurkiem. Wybacz, ale to nie jest moja cup of tea.