Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chę przypomina stosunki pomiędzy skłóconymi kochankami, oni nie dostrzegają mnie, a ja staram się nie widzieć ich.
— Pracujesz?
— Dość mizernie to wygląda ostatnio.
— Pisz, Adam, koniecznie pisz, tylu ludzi czeka na twoje książki.
— Ba, ja też na nie czekam. Słyszałem, że zrobiłeś świetnego Tristana.
— Podobno, taka jest na ogół opinia. Ale to już koniec pięknej zabawy.
Nagórski przyjrzał mu się uważniej.
— To znaczy?
— Rezygnuję z Opery, a właściwie już zrezygnowałem. Dzisiaj.
Nagórski po chwili:
— Musiałeś?
Grymas, jaki się w tej chwili pojawia na twarzy Jackowskiego, w sposób zaskakująco przykry źle przylega do tej pociągłej i męskiej twarzy podróżnika raczej albo sportowca aniżeli artysty.
— Wiesz, Adam, że nie należę do ludzi łatwo się łamiących, wszyscy mnie uważają za uosobienie energii...
— Słusznie.
— Pewnie słusznie, ale nawet mnie już brak sił i cierpliwości, i nerwów, żeby się użerać na co dzień z tą całą monstrualną i w gruncie rzeczy absurdalną machiną dużych i drobnych szykan, świństw i świństewek, niedorzecznych zarządzeń i restrykcji, dość mam tego, mam pięćdziesiąt jeden lat, jestem w pełni moich możliwości, nie chcę się stać rozstrojonym wrakiem, wiesz, czym dla mnie była i jest ta poznańska Opera, ostatecznie ja z niej coś zrobiłem, ale w tych warunkach nic nie mogę, co najwyżej mogę położyć teatr i siebie, trudno! okazało się, że jestem paskudnym syjonistą, elementem niepotrzebnym, przestałem się podobać rządcom folwarku nazywanego Polską Ludową, można i tak!
Nagórski po chwili:
— Co będziesz robił?
— Mam propozycję objęcia opery w Karlsrue, na razie na trzy lata.
— Zgodzą się?
Jackowski roześmiał się.
— Już się zgodzili! marzą, żebym więcej nie wrócił.
— A wrócisz?
— Nie wiem, zobaczę. Chciałbym wrócić, ale jeżeli się nic nie zmieni...
— Słaba nadzieja — na to Nagórski i jak zawsze, gdy rozmowa schodzi na tematy polityczne szczególnie drastyczne, mechanizm uczuleniowy poczyna w nim nieomal automatycznie działać. — Dopóki się nic nie zmieni w Rosji, nie może się nic zmienić i u nas. A jak wierzyć w jakieś zasadnicze tam zmiany? To imperium, Paweł, może istnieć i funkcjonować tylko przy takim systemie, jaki jest, żadnych radykalnych zmian, musi być stary rosyjski carat, tyle że unowocześniony i przemalowany na czerwono, więc precyzyjniejszy w metodach ucisku, tak samo zaborczy, natomiast nieporównanie bardziej zakłamany. Oni nawet, gdyby chcieli coś zmienić, nie mogą. W swoim rodzaju ta budowla stalinowska jest genialna, ale jak każdy system reakcji jest tak doskonale w swoim mechanizmie działania utrwalona, iż nie dopuszcza jakichkolwiek możliwości zmian, zakwestionujesz jeden z elementów konstrukcji, lub zechcesz go wymienić na inny, wszystko wówczas zaczęłoby się walić, okazałoby się, że jeden nowy element absolutnie nie pasu-