Strona:Jerzy Andrzejewski - Miazga cz. 2.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wanert? Dlaczego akurat Wanert? Nie za dużo tego Wanerta?
Otocki ostrożnie:
— O ile wiem, towarzyszu Raszewski, Wanert nic na razie nie kręci.
— A dlaczego nie kręci? Bo nie chce robić takich filmów, jakich my potrzebujemy.
— Interesuje się teatrem, ma ciekawe i ambitne pomysły.
— Wyobrażam sobie! Musicie sobie ten majdan brać na plecy, towarzyszu Otocki?
Przez moment Otocki chciał skapitulować, wycofując się z całej sprawy, lecz w ostatniej chwili powstrzymało go od tego kroku uświadomienie sobie, jak złe wrażenie wywoła podobna decyzja w teatrze. Zatem zwięźle i starannie dobierając słowa począł wyjaśniać na czym polega wanertowska koncepcja Mackbetha
Raszewski słuchał uważnie i gdy Otocki skończył, spytał:
— A kogo chcecie obsadzić?
— Kellera jako Mackbetha, a jako Lady Mackbeth Monikę Panek.
— Nie za młoda?
— Przy koncepcji Wanerta, to raczej plus.
— Ja miałem na myśli, że aktorsko młoda.
— W pewnym sensie tak — przyznał Otocki — ale bardzo ambitna.
— Podobno — mruknął Raszewski i Otocki uważnie odnotował, że pomiędzy Raszewskim i Moniką wszystko już chyba skończone. — Zresztą to nie moja sprawa. No tak! Cóż wam powiedzieć, towarzyszu Otocki? Próbujcie! My z pana Wanerta nie mamy zamiaru robić męczennika, niech pokaże, czy chce i potrafi wyjść poza swoje subiektywne widzenie rzeczywistości, poza swój pesymizm i temu podobne. Damy mu szansę. Ale pod jednym warunkiem, towarzyszu Otocki. Wy osobiście będziecie odpowiadać przed Partią, jeżeli Wanert pójdzie śladami tych naszych różnych speców od uwspółcześniania Szekspira i zamiast rzetelnie zrobionej tragedii historycznej sprezentuje nam jeszcze jedną wersję tzw. dramatu władzy, rozumiecie, co mam na myśli?
— Oczywiście, towarzyszu Raszewski. Możecie być pewni, że nic podobnego nie pojawi się w Teatrze Stołecznym.
— Mam nadzieję. A gdyby jednak, to pamiętajcie, co powiedziałem, żebyście potem nie mieli do nas pretensji. Jeśli chodzi osobiście o mnie, to wolałbym się z wami nie rozstawać, towarzyszu Otocki, Partia ma do was zaufanie.
— Dziękuję, towarzyszu Raszewski, postaram się nie zawieść tego zaufania.
I pod wpływem ciepłej i pożywnej słodyczy, jaką w sobie poczuje:
— Jeszcze jedną sprawę chciałbym wam, towarzyszu Raszewski, zreferować, sprawę przyznaję trochę kontrowersyjną...
— Mianowicie?
— Chodzi o Gorbatego.
— Tak, słucham.
— Wydaje mi się, że z wielu względów, również i politycznych, byłoby wskazane, żeby w najbliższym czasie, no, może nie w najbliższym terminie, ale gdzieś w nowym sezonie dać Gorbatemu jakąś sztukę, może coś z klasyki rosyjskiej...
— Nie, towarzyszu Otocki — przeciął ostro Raszewski — ten numer nie przejdzie, na to nie pójdziemy ani dzisiaj, ani jutro. Pan Gorbaty w różnych swoich wystąpieniach dał się poznać jako ktoś obcy, nie mający nic wspólnego z interesami narodu polskiego i terenem jego przyszłej działalności może być każ-