Ta strona została uwierzytelniona.
HENO wstaje i mówi zdławionym głosem:
Więc może — winien — on? ten szczęśliwy! — Mówcie! jak psa go zakłuję?
MARUNA zrywa się.
Czyś ty oszalał?! — kogo? skąd? i na co?
HENO.
Darujcie, pani, — ale... widzicie... ja wiem — z przypadku... I nawet ostrzec was chciałem...
MARUNA zdumiona:
Co ty wiesz? co? o czem?
HENO
patrzy kasztelanowej w oczy, — wreszcie spuszcza wzrok i uśmiecha się gorzko, nie po dziecinnemu.
Nic już nie wiem, nic. Choćby mi nóż na gardle położono — nie wiem nic.
MARUNA
nie odpowiada. Stoi zamyślona. Naraz, jakby ze snu się budząc, pyta:
Gdzie są dziewki moje?
HENO.
Wyszły na drogę. Sama je odprawiłaś, pani. Czy mam je tu zwołać?