Strona:Jerzy Żuławski - Ijola.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A że tu kratę trzeba było złamać
i skrwawić ręce,
to cóż? to cóż...!
Szatan mi pomógł, jako niegdyś tobie,
piąć się po murze —;
przychodzę zabrać za jego pomocą
to, co jest moje!

MARUNA.

Tu niema nic twojego! — precz, precz, precz!

ARNO.

Wołałaś mnie...

MARUNA.

Nieprawda!

ARNO.

Całą noc wołałaś! —
We krwi słyszałem twój krzyk i wabienie, —
nie mam już siły — więc skończyć przychodzę,
jako chciał szatan...

MARUNA.

Odejdź! — już skończono...

ARNO zbliża się ku niej.

Jakże?! — przecież ja jeszcze nawet ust twoich nie dotknąłem...