Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, to drogo kosztuje, — odzywa się natura, ale w tonie jej słychać zachętę. — Miłość — to najdroższy towar w moim sklepie.
— Jestem bogaty, — odpowiada młodzieniec. — Mój ojciec długo pracował i zbierał pieniądze. Zostawił mi cały majątek. Mam różne papiery i akcje, ziemie i fabryki. Zapłacę, ile trzeba.
Natura, spoważniawszy, kładzie mu rękę na ramieniu.
— Schowaj sakiewkę, młodzieńcze, — powiada, — nie przyjmuję złota, moja cena jest inna. Na ulicach znajdziesz wiele sklepów, gdzie wezmą chętnie twoje pieniądze. Posłuchaj jednak mnie starej — nie chodź tam. To, co tam sprzedają, przyniesie ci tylko obrzydzenie, albo nieszczęście. Towary te są tanie, ale nie warto ich kupować, jak wogóle wszystkich tanich rzeczy. Tylko głupiec może się na nie połakomić.
— A jakaż cena pani towaru?
— Ofiara, uczucie, siła, — odpowiada stara lady, — ukochanie wszystkiego, co złe, odwaga, współczucie, godność własna — oto cena miłości. Schowaj sakiewkę, młodzieńcze, przyda ci się na co innego, ale za pieniądze nie kupisz tego, co leży na pułkach w moim sklepie.
— To znaczy, że nie jestem bogatszy od pierwszego lepszego nędzarza? — pyta strwożony młodzieniec.
— Bogactwo, lub nędzę pojmuję inaczej, aniżeli wy, — odpowiada natura. — Daję rzeczywistość za rzeczywistość. Żądasz moich skarbów,