Przejdź do zawartości

Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pamiętam doskonale, — odrzekłem, — dotychczas czuję w ustach smak tego napoju.
— Jakto, czyżby zrobiło ci się po niej niedobrze? — zapytał.
— Tak, trochę, — odparłem, — ale teraz wszystko już przeszło.
Mój przyjaciel zamyślił się.
— Wiesz, że jednak miałeś wtedy słuszność, — odezwał się po chwili, — to rzeczywiście był specjalny gatunek tytoniu, który na zamówienie przysłano mi z Indji.
— Nie mogę powiedzieć, żeby mi bardzo smakował, — odrzekłem.
— Była to z mojej strony głupia pomyłka, — ciągnął dalej mój przyjaciel. — Musiałem wziąć jedną paczkę za drugą.
— O, to się zdarza, — powiedziałem, — co do mnie, jestem pewien, że drugi raz nie uda ci się taka pomyłka.
Wszyscy możemy radzić, wszyscy wiemy, jak należy przyrządzać pudding. Nie twierdzimy, że potrafimy sami go przyrządzić: to nie nasza rzecz. Naszą rzeczą jest tylko krytykować kucharza. Zdaje się, że naszą rzeczą jest wogóle krytykowanie wszystkiego, czego nie robimy sami. W obecnych czasach wszyscy jesteśmy krytykami. Ja mam swoje zdanie o tobie, kochany czytelniku, ty zaś masz zapewne zdanie o mnie. Nie pragnę go poznać; wogóle wolę ludzi, którzy wypowiadają swoje zdania o mnie po za mojemi plecami. Pamiętam, że gdy wygłaszałem odczyty na prowincji,