Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

minionych czasów, kiedy jej miła, pomarszczona twarzyczka była jeszcze młoda i uśmiechnięta, a miękkie włosy wysuwały się w złocisto kasztanowych puklach z pod kapelusika, przypominającego dzieżkę na mleko.
Ach, stary ekranie, jakiżeś ty musiał być strojny za swoich młodych lat, kiedy tulipany, róże i lilje (rosnące wszystkie razem, na jednej gałązce) jaśniały jeszcze świeżością! Wiele wiosen i zim minęło od tej pory, mój przyjacielu, zestarzałeś się i zczerniałeś od tańczących płomyków. Jasne barwy wyblakły, a zazdrosne mole pogryzły twoje jedwabne nitki. Więdniesz, jak te martwe ręce, które cię haftowały. Czy myślisz kiedy o tych martwych rękach? Bywasz nieraz tak poważny i zamyślony, iż zdaje mi się, że te wspomnienia nie dają ci spokoju. No, pogawędźmy ze sobą. Ty, ja i płonące węgle. Opowiedz mi w swej milczącej mowie, co pamiętasz z tych dni młodości, kiedy leżałeś na kolanach mojej zmarłej mamy, a dziecięce paluszki jej igrały twemi tęczowemi pasmami.
Czy nie widywałeś przy niej młodzieńca, który chwytał jedną z tych małych rączek, obsypywał ją pocałunkami i zatrzymywał w dłoni, nie pozwalając zabrać się do roboty? Czy nie bywała czasem twoja słaba egzystencja narażona na poważne niebezpieczeństwo, kiedy niezgrabny, uparty chłopak bez ceremonji rzucał cię w kąt, aby opanować i drugą rączkę i spojrzeć w ukochane oczy? Widzę tego młodzieńca w bladym zmierz-