Strona:Jerome K. Jerome - Trzej ludzie w jednej łodzi.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszem spojrzeniem, przypuszczałem, że jest to sztokfisz.
— Ach, — powiedział stary jegomość, spoglądając w ślad za kierunkiem mego spojrzenia — piękny gość (towarzysz) ten tam, nie?
— Zupełnie niepowszedni; — mruknąłem; a Jerzy spytał starego jegomościa, ile przypuszcza że on waży.
— Osiemnaście funtów sześć uncji — powiedział nasz przyjaciel wstając i zdejmując kurtkę. — Tak — ciągnął było to przed szesnastu laty gdy nastąpi trzeci przyszłego miesiąca, że wyciągnąłem go.
Złapałem go akurat poniżej mostu, na płotkę. Mówili mi, że był w rzece, a ja powiedziałem im, że będę go miał, i tak zrobiłem. Nie zobaczycie wiele ryb tej wielkości tu teraz, przypuszczam. Dobranoc, panowie, dobranoc.
I wyszedł i zostawił nas samych.
Nie mogliśmy oderwać oczów od tej ryby potem. Rzeczywiście była to zdumiewająco wspaniała ryba. Ciągle spoglądaliśmy na nią, kiedy miejscowy przewoźnik który właśnie wstąpił do karczmy wszedł do pokoju z kuflem piwa w ręku, i również spojrzał na rybę.
— Dobrej wielkości pstrąg — powiedział Jerzy, zwracając się ku niemu.
— Ach, pan to słusznie powiedział, — panie — odpowiedział ów człowiek, a następnie, po łyknięciu swego piwa, dodał: — Być może nie byliście tu, panie, gdy rybę złapano?
— Nie — powiedzieliśmy mu. — Jesteśmy obcymi w tej okolicy.
— Ach, — powiedział przewoźnik, to naturalnie,