siony przynajmniej na sześć cali od ziemi i przewracali każdą żywą istotę, spokojnie idącą drogą. W przeciągu pół minuty naliczyliśmy czternaście osób, siedzących plackiem na środku drogi. Osiem z nich wymyślało kozie, cztery — psu, a dwie — staremu człowiekowi za trzymanie kozy, jedna z nich, gwałtowniejsza — była jego żoną.
W tej chwili pociąg ruszać zaczął. Błagaliśmy, aby go zatrzymano, scena zaczynała być interesującą, lecz nie usłuchano nas, podobno pociąg spóźnił się już o pół godziny, więc nie można było tracić czasu.
Wychyliliśmy się z okien i patrzyliśmy tak długo, dopóki nam wioska z oczu nie zniknęła; nasłuchując uważnie, słyszeliśmy wciąż padające ciała i donośne przekleństwa.
Około jedenastej wypiliśmy trochę piwa; piwo i kawę z bułkami otrzymać można w wagonach niemieckich; zdjęliśmy buty i powiedziawszy sobie „dobranoc” zabieraliśmy się do snu. Lecz marzyć o tem nie można było, gdyż często żądano od nas okazywania biletów.
Co parę minut, tak mi się przynajmniej wydawało, jakaś twarz upiora zaglądała przez okna wagonu, domagając się pokazania biletów.
Gdy konduktor Niemiec poczuje się samotnym i niema co ze sobą począć, puszcza się na wędrówkę po wagonach, każe pasażerom pokazywać bilety, poczem wraca odświeżony, pokrzepiony do swojej dziury.
Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/71
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.