Strona:Jerome K. Jerome - Dziennik wycieczki do Oberammergau.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby powiedział, że opowie nam głupszą, trudno byłoby uwierzyć, i musieliśmy wysłuchiwać tak nudnych i długich opowiadań, że zdawało się, iż podróż ta nie będzie miała końca.
W Dower pospieszyliśmy z B. na wybrzeże i kupiliśmy ostatnie dwa miejsca na statku; mieliśmy zamiar po dobrej kolacyi wrócić do kajuty i tam noc przepędzić.
B. rzekł do mnie.
— Chciałbym, wsiadłszy na statek, zasnąć i nie obudzić się aż na stałym lądzie.
Przy kolacyi powiedziałem B. o radzie oswojonego z morzem człowieka i przyznał, że radą tą nie należy pogardzać, ponieważ zapłaciwszy kolacyę można było jeść, ile się chce — nie żałowaliśmy sobie.
Okazało się, że puszczamy się w drogę zaraz. Przy pierwszym ruchu statku B. znikł mi nagle z oczu, a ja poszedłem przejść się po pokładzie. Nie czułem się zupełnie dobrze. Jestem z gatunku przeciętnych marynarzy. Nie lubię żadnych krańcowości. W zwykłych okolicznościach mogę sobie chodzić, ćmić fajeczkę na pokładzie i znoszę podróż przez Kanał jak rzecz najzwyklejszą, ale gdy, jak mówi kapitan, „morze się pieni”, ogarnia mnie smutek, unikam zapachu maszyny i sąsiedztwa ludzi, palących zielone cygara.
Gdy znalazłem się na pokładzie, jakiś człowiek palił niezmiernie ckliwe cygaro. Zdaje mi się, że mu to nie sprawiało przyjemności, przynajmniej nie wyglądał na to. Przekonany jestem, że palił