Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to było straszne! Mały rzucał się, bredził, wołał matki, żalił się — trwało to ze trzy godziny. Potem scichł. Nie umiałem, do dziś nie umiem uwierzyć, ze tak na oczach wszystkich, w obliczu ich bezradności dokonało się to okrutne. „Umarł synek maleńki, umarł w samo południe” — przytoczył z wiersza Tuwima. — Zresztą, szczęście dla niego. Cożby taki nędzarz bez dwóch nóg począł na świecie.
Zamilkł na chwilę, a w kręgu siedzących nikt się nie poruszył. Nagle głos Stefana wzmógł się na sile:
— Wtedy sobie przysiągłem, że wszystkie swoje siły na to obrócę, aby przyczynić się do chronienia dzieci od tego, co spotkało tam to maleństwo.
— Myślałem o tem całemi miesiącami, śmiejcie się ze mnie, ale mam plan całego życia ułożony. Chciałem jednak zacząć choć część już teraz. Pamiętacie ten plac przy zbiegu szos od Łodzi i Michałowa?
— Tam przy Małpim Gaju — przypomniał ktoś.
— O, tam. Słuchajcie! — głos Stefana brzmiał wolą i energią. — Tam powstanie skwer do zabaw dla dzieci! Otoczony wysokim płotem, obsiany trawą, zaopatrzony w przyrządy do zabaw i gier. A wiecie, kto to zrobi?
Zebrani przeczuwali już, lecz nie odezwał się nikt.